„You can’t wake a person who is pretending to be asleep”, twierdzą Indianie Navajo. Nie można obudzić osoby, która udaje, że śpi. Jak w zasadzie rozumieć to powiedzenie?
Każdemu z nas zdarza się być w tym nastroju, kiedy jedyna rzecz, o której marzymy, to zamknąć się przed światem, schować głową pod kołdrą i spać, albo raczej udawać, że śpimy (pretend to be asleep). Żadnych ludzi! Żadnych dźwięków! Żadnych słów! Nie będziemy odpowiadali na telefony. Nie odpiszemy na żadne emaile. Nie zareagujemy na esemesy. Powodów dla takiego zachowania jest wiele. Każdy z nas walczy ze swoimi własnymi demonami (face our demons) i niekiedy to właśnie one przejmują kontrolę nad naszymi myślami i uczuciami. Gorzej, jeżeli demonów jest więcej niż tylko jeden. Czy warto podejmować walkę ze wszystkimi naraz? Po co, skoro z góry możemy założyć, że taką walkę przegramy. Bądźmy wyrozumiali dla samych siebie i oddzielmy demony stawiając czoła każdemu z osobna po kolei.
Czy jednak czas gorszego samopoczucia jest wystarczającym powodem, żeby całkowicie odwracać się od świata? W kiepskich momentach naszego życia mamy w zwyczaju tak bardzo koncentrować się na sobie (be self-absorbed), że zapominamy, jak postawa ignorująca świat wokół, nasza nieprzyjemna niechęć do bliskich, do przyjaciół, na którą z taką lekkością pozwalamy sobie, ponieważ czujemy się beznadziejnie (feel under the weather) to złe samopoczucie jeszcze pogłębia. W chwilach fatalnego nastroju (bad mood) stajemy się dla siebie pępkiem świata (the hub of the universe) i nie obchodzi nas cała reszta. Słodki egocentryzm! Ale taka reakcja wcale nam nie pomaga!
Czy nie lepiej położyć się na sofie i otworzyć oczy? Zaczerpnąć inspiracji od rodziny, przyjaciół, może z dobrej książki? Posłuchać tych, którzy nam dobrze życzą, a których tak łatwo odtrącamy, kiedy cały świat dał nam się we znaki (made life a misery)? Czy nasz nastrój poprawi się, kiedy zapadniemy się w pierzyny, zamkniemy drzwi do pokoju, przestaniemy w ogóle rozmawiać? Przecież znacznie lepszy efekt przyniesie rozmowa, spacer, kilka godzina spędzonych w kafejce z najlepszym przyjacielem, kiedy wspólnie poględzimy (chatter) na temat rzeczywistości, by w końcu dojść do wniosku, że przecież nie jest aż tak źle, że jeżeli odwrócić głowę w stronę jasnych przejawów życia (look on the bright side of life), to jest tam naprawdę w czym wybierać, choćby ta pyszna kawa i słodkie ciasteczko! Nie wińmy świata, nie wińmy przyjaciół, rodziny, nie wińmy samych siebie. Gorsze chwile to zupełnie naturalna sprawa dla ludzkiego życia. Postarajmy się jednak zmienić naszą reakcję na nie!
Kiedy już zapadniemy w ten metaforyczny, nieco udawany sen, zamiast poddawać mu się, poprośmy bliskie nam osoby o pomoc. Rozmowa, wspólny spacer, dobra herbata i uczucie, że komuś naprawdę na nas zależy (somebody cares) – a przecież zależy! – i może nam pomóc, kiedy tego potrzebujemy, napełni nas siłą i energią, której nie odzyskamy chowając się w pościeli przed naszymi własnymi demonami. Zmierzenie się z nimi musi przynieść pozytywny skutek. Oddanie własnego życia pod ich kontrolę uśpi nas na wiele, wiele lat.